czwartek, 13 czerwca 2013

touch my world with your fingertips

Okruszkami szczęścia posypane mam serce.

Mizantropiczna udręka codzienności, z dala od własnego wnętrza.

Zakradam się w głąb mojej duszy i widzę wszystko to, czego potrzebuję.
Łapczywie staram się chwycić marzenia, zebrać wszystkie razem i ułożyć według priorytetów.
Moich priorytetów, nie tych, których oczekują ode mnie wszyscy inni.
Proporcjonalnie do czasu i trudu, ale i do szczęścia, którego mi dostarczą.

Dziś staram się nie sięgać zbyt daleko wstecz.
Czasem jeszcze wspominam samotne spacery po parku w różanym zakątku.
Porównuję moje myślenie - wtedy i dziś. Moje cele, problemy i podejście do życia.
Wspominam zapach rzeczki, podmuch wiatru i wszechogarniającą zieleń, która wypełniała również moje zmysły. I wiersz ułożony pod wpływem widoku jednego z drzew.

Szukam tej wrażliwości na piękno i tęsknoty za naturą, które wtedy jak para kochanków mieszkały w moim sercu co dnia.
Wtedy warto było wstać z łóżka i wyjść tylko po to, żeby zobaczyć, czy coś się nie zmieniło.
Jak pogoda wpływa na park i jego drzewa.
Jak dzisiaj pachnie rzeczka.
Jaki kolor ma niebo i czy znowu płyną pod prąd kaczki, a promienie słońca głaszczą je swoim ciepłem.

Jak ciężko obudzić w sobie dawną beztroskę i dar ukojenia ran pośród natury.
Paradoksalnie tęsknię za miejscem, które przeklęłam, nazywając piętrem niżej od piekła.
Ale czy tęsknota za naturą i drzewem dający natchnienie, usprawiedliwia mnie wobec samej siebie..?

I  po stracie zdjęć zostają tylko obrazy w mej głowie.