Krwawię cała od środka, jakaś część mnie już dawno umarła.
Czemu jest tak, że niszczą nas osoby, który powinny być najbliżej,
w czyich ramionach powinniśmy szukać pewnej przystani i ukojenia..?
Czy już do końca życia będę musiała żyć z jakąś pustką w środku?
I chyba nic tak nie boli jak odepchnięcie.
Odepchnięcie przez osobę, której obowiązkiem jest być blisko, być w potrzebie, w każdej zarówno dobrej jak i złej chwili. Przede wszystkim w tych momentach, kiedy odechciewa się już wszystkiego. Nawet życia.
Przeraźliwie wołam o pomoc, ale chyba trzeba być wyjątkowo ślepym, albo całkowicie pustym uczuciowo, żeby raz po raz wbijać kolejny gwóźdź.
Chyba nigdy nie pogodzę się z myślą, że istnieje nieobecna w moim życiu osoba, której nie da się zastąpić nawet tysiącem innych.
Umieram z bezsilności..
"To wszystko, czego chcę. To wszystko, czego mi brak. To wszystko, czego ja nigdy nie będę miał."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz