niedziela, 13 maja 2012

a part of me had died

Czasem czuję się tak, jakby moja dusza pękała na milion kawałków..
Krwawię cała od środka, jakaś część mnie już dawno umarła.
Czemu jest tak, że niszczą nas osoby, który powinny być najbliżej,
w czyich ramionach powinniśmy szukać pewnej przystani i ukojenia..?
Czy już do końca życia będę musiała żyć z jakąś pustką w środku?
I chyba nic tak nie boli jak odepchnięcie.
Odepchnięcie przez osobę, której obowiązkiem jest być blisko, być w potrzebie, w każdej zarówno dobrej jak i złej chwili. Przede wszystkim w tych momentach, kiedy odechciewa się już wszystkiego. Nawet życia.

Krzyczę.
Przeraźliwie wołam o pomoc, ale chyba trzeba być wyjątkowo ślepym, albo całkowicie pustym uczuciowo, żeby raz po raz wbijać kolejny gwóźdź.

Chyba nigdy nie pogodzę się z myślą, że istnieje nieobecna w moim życiu osoba, której nie da się zastąpić nawet tysiącem innych.


Umieram z bezsilności.. 
"To wszystko, czego chcę. To wszystko, czego mi brak. To wszystko, czego ja nigdy nie będę miał."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz